Pani to nic nie zwiedzie.
Tak jak już dawno zdarła Pani ze mnie maskę, tak teraz bezbłędnie wyczaiła Pani kryptopisowski charakter TXT.
Choćby w moich tekstach.
Doskonale Pani to wychwyciła, bo niby pisze się o Chopinie…
a to niby skąd?
“Zresztą, także wczoraj, na jubileuszowym koncercie, natknąłem się na samego pana premiera.
Obowiązki zmusiły Jego Majestat do zadania szyku i wysłuchiwania tych nudów.
Naprawdę ciężko było patrzeć jak chłopina się męczyła.
Współczułem jej serdecznie.
Jak ona cierpiała, a przecież w domu, czekało na nią zimne piwko w lodówce.
A i w telewizorze pewnie jakiś meczyk też by się znalazł...
Po koncercie, przy szatni, spotkaliśmy z żoną, zaśmiewających się organizatorów.
Oni mieli to szczęście, że słyszeli pana premiera ze znawstwem komentującego występy pianistów.
Encyklika Rerum Novarum, zwana dawnymi czasy przez niego, lelum polelum, blaknie.:)
Wśród naszego coraz radośniejszego towarzystwa zapanowała zgodna opinia:
nasz mąż opatrznościowy to pełną gębą Dyzma, Nikodem Dyzma!
Jedynie moja żona, która zawsze w każdym znajdzie coś dobrego, stwierdziła; “ A widzicie, tu jednak nie kłamał, jego naprawdę wychowało podwórko”,
albo, jaki związek z tekstem o św. Mikołaju może mieć taki oto wtręt?
“...Złotousty, wtedy kędzierzawy, pozbył się już ostatecznie nadziei na północnoeuropejskie strawberry fields forever, ponieważ nie osiągnął jeszcze światowego poziomu łelkam sekretary rajs, co przy jego aktualnym, poziomie non abla , nie pozwoliło mu na objęcie prestiżowego stanowiska operatora traktora.
Dodajmy, traktora o globalnej renomie; ciągnika marki Massey Ferguson!
Wobec takich przeciwności, jedynym satysfakcjonującym go rozwiązaniem był powrót do tych, co mają tak za tak – nie za nie, bez światło-cienia… i znalezienie tam odpowiedniego zajęcia.
Powrót to raz, a przekonanie ufnych i dobrych autochtonów, aby dali mu posadę godną jego osoby, to dwa.
Choć, jak to się wkrótce miało okazać, przy jego gadanie, nie skrepowanej już gorsetem non abla, zdobycie godziwej posady w kraju, było znacznie łatwiejsze niż przekonanie Gunnara Farmera z Larkollen, by ten posadził go na ciągniku.
No i nie wymagało aż takich kompetencji.”
Tak więc skoro już wszystko stało się jasne, to specjalnie dla Pani opiszę karierę Donka w spółdzielni“Świetlik”.
Relacja prosto z komina, bez żadnego światłocienia…
Proszę przeczytać, uśmieje się Pani do łez.
Gwarantuję naprawdę dobrą zabawę.
Pani Renato kochana,
Pani to nic nie zwiedzie.
Tak jak już dawno zdarła Pani ze mnie maskę, tak teraz bezbłędnie wyczaiła Pani kryptopisowski charakter TXT.
Choćby w moich tekstach.
Doskonale Pani to wychwyciła, bo niby pisze się o Chopinie…
a to niby skąd?
“Zresztą, także wczoraj, na jubileuszowym koncercie, natknąłem się na samego pana premiera.
Obowiązki zmusiły Jego Majestat do zadania szyku i wysłuchiwania tych nudów.
Naprawdę ciężko było patrzeć jak chłopina się męczyła.
Współczułem jej serdecznie.
Jak ona cierpiała, a przecież w domu, czekało na nią zimne piwko w lodówce.
A i w telewizorze pewnie jakiś meczyk też by się znalazł...
Po koncercie, przy szatni, spotkaliśmy z żoną, zaśmiewających się organizatorów.
Oni mieli to szczęście, że słyszeli pana premiera ze znawstwem komentującego występy pianistów.
Encyklika Rerum Novarum, zwana dawnymi czasy przez niego, lelum polelum, blaknie.:)
Wśród naszego coraz radośniejszego towarzystwa zapanowała zgodna opinia:
nasz mąż opatrznościowy to pełną gębą Dyzma, Nikodem Dyzma!
Jedynie moja żona, która zawsze w każdym znajdzie coś dobrego, stwierdziła; “ A widzicie, tu jednak nie kłamał, jego naprawdę wychowało podwórko”,
albo, jaki związek z tekstem o św. Mikołaju może mieć taki oto wtręt?
“...Złotousty, wtedy kędzierzawy, pozbył się już ostatecznie nadziei na północnoeuropejskie strawberry fields forever, ponieważ nie osiągnął jeszcze światowego poziomu łelkam sekretary rajs, co przy jego aktualnym, poziomie non abla , nie pozwoliło mu na objęcie prestiżowego stanowiska operatora traktora.
Dodajmy, traktora o globalnej renomie; ciągnika marki Massey Ferguson!
Wobec takich przeciwności, jedynym satysfakcjonującym go rozwiązaniem był powrót do tych, co mają tak za tak – nie za nie, bez światło-cienia… i znalezienie tam odpowiedniego zajęcia.
Powrót to raz, a przekonanie ufnych i dobrych autochtonów, aby dali mu posadę godną jego osoby, to dwa.
Choć, jak to się wkrótce miało okazać, przy jego gadanie, nie skrepowanej już gorsetem non abla, zdobycie godziwej posady w kraju, było znacznie łatwiejsze niż przekonanie Gunnara Farmera z Larkollen, by ten posadził go na ciągniku.
No i nie wymagało aż takich kompetencji.”
Tak więc skoro już wszystko stało się jasne, to specjalnie dla Pani opiszę karierę Donka w spółdzielni“Świetlik”.
Relacja prosto z komina, bez żadnego światłocienia…
Proszę przeczytać, uśmieje się Pani do łez.
Gwarantuję naprawdę dobrą zabawę.
Z ponadpartyjnym pozdrowieniem
yassa -- 10.03.2010 - 17:13